środa, 21 listopada 2018

Początek urlopu. Korzystając z ostatnich ciepłych dni.

Korzystając z nieobecności Staszka wybrałam się do lasu. Jego zawsze denerwuje kiedy podczas spaceru musi stawać i czekać na mnie aż zrobię odpowiednie zdjęcie. Teraz mogłam wziąć statyw i w końcu zrobić kilka zdjęć samej sobie.










Kilka dni później wybraliśmy się we czworo ze Stachem, moją siostrą Basią i szwagrem Piotrkiem na grzyby. Pokręciliśmy się około dwóch godzin i zebraliśmy całe wiaderko, koszyk i łubiankę pięknych kapeluszy. Ja swojego koszyka nie miałam, bo nastawiłam się na zdjęcia ale i tak prawie potknęłam się o kilka sztuk 😉
Jako, że grzyby lubimy tylko zbierać a nie jeść to całość wylądowała u Mamy i Dziadków Stacha.













Jeszcze tego samego dnia wsiedliśmy w samochód i skierowaliśmy na Wrocław. Zaprosił nas do siebie Brodacz (Michał), nasz kumpel i świadek na ślubie. 
Przyjechaliśmy wieczorem a rano wybraliśmy się do Wrocławskiego ZOO, ponieważ otworzono tam nowoczesne Afrykarium.












Wieczorem wybraliśmy się w okolice rynku na starym mieście i zjedliśmy pyszną gruzińską kolację. 
Rano wróciłam pociągiem do Warszawy na spotkanie z przyjaciółkami a Stasiek został u Brodacza jeszcze jeden dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz