11 października po rozładunku w Londynie odebraliśmy telefon od spedycji z informacją, że mamy jechać w okolice Manchesteru. Tam stoi zepsuty bus z naszej firmy. Mamy podjechać a chłopaki nam go wrzucą przy pomocy najazdów. Przyjechaliśmy i okazało się, że nie mamy jak zamontować najazdów na naszą ciężarówkę i trzeba kombinować. Wymyśliliśmy sposób i zabraliśmy się do dzieła. Zdjęliśmy dach i ściany naszej paki i zaczęliśmy tego busa wciągać pasami na górę. Troje pchało, trzech ciągnęło i jakoś nam się udało. Powinniśmy otrzymać puchar januszostwa 😂
Żeby zamknąć dach, musieliśmy spuścić powietrze z kół w busie. Wyprawiliśmy się na bazę firmy w Polsce 1700 km i przez cały czas zastanawialiśmy się jak go wyładujemy...
Na szczęście, wbrew moim obawom, wyładunek busa okazał się dużo łatwiejszy niż załadunek dzięki temu, że do dyspozycji mieliśmy lawetę z wyciągarką. Cała akcja przypomina narodziny jak to mały wychodzi z wnętrza dużego 😀
Po rozładunku czekał nas błogi weekend w Polsce. W naszej pracy w ogóle nie jeździmy po Polsce a tym razem mamy do dyspozycji nasz prywatny samochód więc wybraliśmy się piknik westernowy odbywający się w okolicy. Skorzystamy z naszych niskich "wschodnich" cen i najemy się w knajpach (jak można odpocząć od słoików to trzeba korzystać).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz